wtorek, 29 października 2013

Hong Kong cz 3. Victoria Peak, Hong Kong Park, Central.

Dzień 3


          Rano wstałem wypoczęty jak nigdy.  Z początku materac wydawał mi się mega twardy ale okazało się że jest idealny. Wykąpałem się i po śniadanie zbiegłem na dół na miasto, już głośne, wesole i pachnące świeżo gotowanymi rozmaitymi potrawami. Omlet z krewetek polecam każdemu chociaż nie wygląda najlepiej jest przepyszny.  Do picia Hongkończycy (oni nienawidzą! jak mówi się o nich że są Chińczykami. Są po prostu 'Hong Kong people') serwują na śniadanie tysiące rodzajów aromatycznych herbat lub bardzo popularne w Hong Kongu mleko sojowe. Z ciekawości właśnie je wybrałem :) 

         Dzień zaplanowałem sobie wcześniej. Wróciłem do hostelu po mape, przewodnik i aparat i w drogę! Lets get lost in Hong Hong!
Najlepszym,  najtańszym, najwygodniejszym i najszybszym środkiem transportu jest metro nazywane tu MTR. Z początku obawiałem się metra bo wydawało mi się tak ogromne że nie jest się w stanie ogarnąć go w tydzień.  Faktycznie jest ogromne ale ponownie: przemyślane i intuicyjne (tak tam wszystko jest takie idealne!) że nawet największa pierdoła nie będzie mieć problemu z poruszaniem się nim. Londyński Underground to raz, wiocha, dwa totalny bałagan, a trzy syf jakich mało.  MTR jest nieskazitelnie czyste.  Nowe wagony, lśniące tunele i miliony ludzi, którzy pachną (tak Europejczycy śmierdzą albo pachną niczym) i noszą najnowsze kolekcje. Za MTR płaci się od 4,1HKD do 5,8 HKD (1,6zł - 2,3zł). I jest to chyba najtańsze metro na świecie.  Posiadacze karty miejskiej* o wdzięcznej nazwie ośmiornica (ang. octopus*) płacą jeszcze mniej.
4 stacje, przesiadka i kolejne 3 stacje i tak oto w 10min MTR zawiózł mnie do dzielnicy Central, którą jarałem się wczoraj wieczorem po drugiej stronie zatoki. 

          To nie Central był tym razem moim celem a Victoria Peak czyli Wzgórze Victorii z którego rozciąga się nie ziemska panorama całego miasta. Na górę turystów wwozi tramwaj, który wspina się pod niemal 45 stopniowym nachyleniu. Jednorazowy bilet kosztuje 63HKD ale decydując się na opcję return czyli tam i z powrotem zapłacimy 75HKD. Po 10min niesamowitej przejażdżki podczas której jest tak stromo ze siedząc leżymy docieramy na górę (kto nie zobaczy nie uwierzy jak stromo ciśnie pod górę ten tramwaj!). Na wzgórzu jest cicho, wietrzenie i o jakieś 10°C chłodniej niż na mieście.  Jesteśmy 600m nad Hong Kongiem. Wybaczcie mi kochani ale nie znam słów by opisać ten widok na TO miasto. Zobaczcie zdjęcia i sami oceńcie. Sorry ;) Spędziłem tam sporo czasu na podziwianie widoku, który jest jednym z najlepszych widoków na naszej planecie i najlepszą panoramą na Ziemi.  Ale mój dzień na tym się nie skończył. 

            Zjechałem na dół i skierowałem się do największego parku miejskiego w Hong Kongu. Hong Kong Park to oaza ciszy i spokoju w samym sercu miasta.  Park porasta bujna egzotyczna roślinność i w niektórych jego częściach poczuć się można jak w dżungli. Atrakcją parku jest wielka ptaszarnia z okazami z całego świata i stawy zamieszkane przez typowe chińskie złote karpie i żółwie.  Usytuowany jest pomiędzy ciasno stojącymi olbrzymimi drapaczami chmur, które nieśmiało zaglądają do niego z pomiędzy wysokich palm. Super opcja na odpoczynek od miejskiego zgiełku.
Wracając do hostelu skorzystałem ze słynnego hongkońskiego piętrowego tramwaju który śmiga przez całą szerokość wyspy Hongkong w te i z powrotem. Kosztuje zaledwie 2,30HKD (0.90 zł). Zawsze tyle samo niezależnie od tego czy mamy ochotę przejechać 2 czy 500 przystanków. A płaci się za niego wysiadając wrzucając określoną liczbę drobniaków do puszki podwieszonej przy wyjściu. Mega oldskul! Oczywiście octopusem tez można.  

         Wróciłem MTRem na swoją stacje Jordan po godz 21 i skierowałem się do hotelu.  Tam spotkałem moje wcześniej poznane dziewczyny, które właśnie wybierały się na pizze. Nie musiały mnie długo namawiać :P to była najlepsza pizza z seafood jaką w życiu jadłem z jednym z piękniejszych towarzystw z jakim miałem do czynienia :) Wieczór zakończyliśmy w knajpie w których podawano tradycyjny chiński alkohol baijiu warzony z ryżu i rośliny jam. Oni (Hongkończycy) mówią ze to wino ale to coś ma ok 60%. Podaje się w takich małych miseczkach i uwaga zgodnie z tradycją wypija się 4ry na raz. Jeden po drugim trzymając miseczkę oburącz. Nie można wypić dwóch z jedną osobą przez co cały bar staje się naszym kompanem do picia. W 10 minut można się naprawdę narąbać. Jedna kolejka: 4 miseczki ok 50ml to koszt 36 HKD (14 zł.). Po kilku głębszych chwiejnym krokiem powróciliśmy do hostelu po drodze podziwiając północny Hong Kong czyli Kowloon.


*Octopus karta miejska Hong Kongu. Typowy prepaid który można doładować w automatach na stacjach MTR, w tysiącach sklepów w całym Hong Kongu i przez telefon kartą debetową/kredytową. Poza komunikacją miejską i atrakcjami można z niej korzystać w sklepach płacąc nią za zwykłe zakupy, w McDonald's, KFC itp za jedzonko. W restauracjach, barach. Wszędzie.
Super ułatwienie - jedna karta do wszystkiego! Jakież to ułatwienie! I ponownie tak wszystko jest takie proste i intuicyjne. IDEALNE!
Karta kosztuje 150HKD. 100 mamy już gotowe do użycia,  50 to kaucja zwracana przy oddawaniu karty (ja nie oddałem, zostawiłem sobie na pamiątkę :) )

Good Morning Hong Kong


To właśnie te słynne piętrowe tramwaje

I piętrzą się po 200m w górę.

Jazda tramwajem na górę to nie lada przeżycie i wysiłek dla... tramwaju ;)

Fotki fotki. Victoria Peak

Panoramio z The Victoria Peak

Miasto jak na dłoni




Niesamowite jest to że to miasto leży jednocześnie w górach i nad morzem.

a to tramwaj. Ponoś jeździ już ponad 100 lat tą trasą i nigdy się nie zepsuł. Made in China nabiera nowego znaczenia ;)

Typowy widok stromej autostrady nad miastem nikogo w HK nie dziwi mnie dziwiło za każdym razem. Jak oni to zbudowali?

Dodaj napis

W środku miasta typowy dla tego klimatu las. Bujna dźungla.

Zdrowe odżywianie ;)

Niczym transformersi ;)

a kuku

Takie kontrasty to ja lubię.

Ten po prawej to Bank of China. Wizytówka skyline'u Hong Kongu. Fantastyczny.


No i stawy z przejrzystą wodą...

... bujnie zamieszkane

Dodaj napis




Ten najwyższy to World Trade Center. Kiedyś mieliśmy 2 w Nowym Jorku. Teraz mamy kilka w różnych miejscach na świecie, ściśle związanych z finansami.


Viva Hong Kong!

niedziela, 13 października 2013

Hong Kong cz. 2. Przyjazd, hotel i pierwsza wycieczka

Typowo
Dzien 2.

Lotnisko w Doha to przeogromne centrum tranferu ludzi z i do najdalszych zakątków świata. Samolot odlatuje tu co minutę, każdy w inną stronę. Nie jest wielkie wiec tłok na nim zdaje się być jeszcze większy. Panujący na nim luksus i przepych jest faktycznie rodem z Kataru.  Żeby zabić czas poszwedalem sie na początku po sklepach Duty Free, które faktycznie są wolno cłowe. Nie tak jak u nas że litr whisky jest droższy niz w Żabce. Przykładowe ceny: karton Marlboro 48 riyali = ok 55zł. Litr Jacka Danielsa 40 riyali czyli ok 45zl itd. Oprócz produktów rodem z monopolowego są perfumerie, mega drogie salony typu Louis Vuitton, Armani, D&G czy Hugo Boss oraz uwaga salony samochodowe: Audi, Mercedes,  Lexus, Porshe.
Właśnie miało 36 godzin bez snu więc zmęczenie dalo sie we znaki.  W poszukiwaniu jakieś zacisznej ławki przypadkowo natrafilem na quite room. Czyli wielką,  przyciemnioną i wyciszoną halę z leżakami. Od razu się tam wmontowałem. Zasnąłem jak dziecko. Obudzil mnie wcześniej nastawiony budzik tak w sam raz zeby zdążyć do gate'u.
Po odprawie od razu wsiedlismy do samolotu tak wielkiego ze o ja pierdole! 45 rzędów w rozmieszczeniu 2-4-3. Byl to najwiekszy Airbus jaki wybija sie pod niebiosa w światowym lotnictwie.  Jak wielki tak luksusowy. A jak lata sie Qatar'em juz wiecie wiec nie bede Wam ponownie przybliżał. Start 2:10 przylot 15:00 czasu Hongkongu.  8h. 2 posiłki, deser, owoce,  drinki, no wszystko czego dusza zapragnie.
Hong Kong. Lotnisko w HK słynie z jego z najlepszych ja świecie. Zjawiskowe! Super zorganizowane. Czysto i przejrzyście. Po szybkim sprawdzeniu paszportu i przybiciu wizy udalem sie na dworzec autobusowy skąd miałem autobus A21 pod sam hotel.  Wyjscie z tamtad to było niesamowite doświadczenie: gdy w bluzie i długich spodniach wychodzisz z klimatyzowanego pomieszczenia do 32° upalu z wilgotnością rzedu 96%. Szok. Cała wycieczka klimatyzowanym pietrowym (UK Style) autobusem trwała godzinę z hakiem i sama w sobie była wielką przyjemnością i atrakcją w jednym dla przeciętnego Europejczyka.  Zameldowałem sie w hotelu,  wykąpałem i od razu wybiegłem na miasto.
Postanowiłem przejść się po okolicy i ze względu na bliskość wybrać się na deptak z wyjebanym w kosmos widokiem na dzielnicę biznesową i całą zatokę Victorii.  Przez pierwsze 10 minut stalem tam wryty jak kołek podziwiając przeogromne, lśniące drapacze chmur po drugiej stronie zatoki Victorii. Cały ten skyline Hong Kongu zapiera dech w piersiach. Po zmroku jak i w dzien wygląda przekozacko.
W ten sam dzień wybrałem się na słynny nocny targ na Temple Street. Z mojego hotelu to dosłownie 20m. Mozna tam dostać wszytko w pelnym tego słowa znaczeniu. Zakupilem pamiątki, t-shirty.  Zjadlem kolacje w postaci wołowiny w sosie z ostryg z imbirem i jakimiś chińskimi warzywami. Po tym wróciłem do hostelu gdzie poznałem. Ludzi z którymi dzielilem salon i kuchnię.  3 dziewczyny i 4 facetów.  Wszyscy w przedziale 20-28lat  Marokanka, Chinka i Japonka + 2ch Argentyńczykow, Amerykanin i Czech. Towarzystwo prze sympatyczne i z resztą nie ma mowy by ktos kto podróżuje po swiecie był jakiś przydupasem.   Gadalismy do 2:00 przy piwku, winku, herbacie, co kto wolał ;)
Moj pokój w hostelu mial może 3x3m ale byl bardzo mądrze zorganizowany. Swietnie wyposażony z własnym klimatyzatorem, tv, lodówką i co mnie rozbawiło z kontaktami  do prądu w 5 roznych stylach: UK/HK, Chiny, USA, Europa, Australia i jeszcze jeden mega dziwny z czterema bolcami. Czyli typowy travel lodge. Czysto chlodno i pachnąco. Za 106£ za tydzień to jak za darmo!
Dzień 3. Cdn
przepychota. Za jedyne 22HKD czyli ok 9,5zł noi Tsingtao - piwo mistrz!
Wspomniany widok z promenady na Tsim Tsha Tsui

sobota, 12 października 2013

Hong Kong part1. tulaczka przez pol świata czyli droga tam.


    

    Swoja podroz zacząłem na katowicki  dworcu PKP. Dworcu ktory dzis trzyma wysoki europejski poziom. Dworzec ktory jeszcze 2 lata temu byl przepaskudnym molohem przesiaknietym smrodem moczu,  pełnym nie ciekawych typow z totalnego marginesu społeczeństwa. Byl najgorszym miejscem w Katowicachi nie chlubną parszywą wizytówką miasta.  Oczkiwanie na pociąg w tym miejscu na prawdę mogło zespuc najbardziej pozytywne nastroje podróżnych. Przeszedl całkowitą renowację. został zburzony i postawiony na nowo z ciekawą nutką wcześniejszego brutalistycznego stylu architektury.  Mowa o kielichowej zelbetonowej konstrukcji o którą długo trwały spory. W koncu inwestor postanowił posłuchać katowiczan. Kielichy zostaly i tym samym 'brutal z Katowic' zostal ocalony. Do dworca przyklejone jest dzis ogromne centrum handlowe,  ktorego lokalizacja sprzyja zakupom i spotkaniom mieszkańców miasta. Dworzec odżył. Dzis jest pięknym,  funkcjonalnym,  przemyslanym budynkiem który idealnie wpasowal sie wraz z Galeria Katowicką w ciasną miejską zabudowę. Dworcem który z klasą wita podróżnych,  w którym można naprawdę miło spędzić czas i dumnie ukazuje przyjezdnym potencjał błyskawicznie rozwijajacych sie Katowic. 
       Bioet na pociąg kupiłem dzien wcześniej po wizycie w biurze spółki PKP Intercity. Wziąłem duzy zapas czasu. Wyjazd 2:22,  przyjazd do Warszawy Centralnej 5:55. Cena 60zl. Pociąg przyjechał 15 minut przed czasem. I zostałem miło zaskoczony gdy go ujrzałem piekny nowy skład.   Co tu dużo mówić.  Klasa.  Az dziw bierze bo PKP nie słynie raczej z takiej dobrej jakości oferowanych usług.  Wagon 12. Swoje miejsce 106 przy oknie znalazlem szybko. Obok kimala babeczka po 60tce dzierzac mocno swoj bilet do Białegostoku.  Ogolnie polowa wagonu kimala, druga czytała prase lub ostatnie bestsellery. Co dziwnie cały był pełny z wyjątkiem kilku pojedynczych miejscowek. Wyjazd punktualnie.  Konduntor zjawil sie po godzinie oznajmiając wszystkim,  ze jezeli ktos ma przesiadke w Warszawie ma sie nie obawiać czy zdąży czy nie bo najprawdopodobniej bedziemy dużo przed czasem.  Tak sie stało. Na Centralny zajechalismy o 5:25
           Warszawa o tej porze jeszcze śpi a oprócz snujacych się autobusów, kilku samochodów ruch uliczny nie istnieje.  Ludzi jakoś też jeszcze nie ma. O 8:00 przybyłem na lotnisko im. Fryderyka Chopina zwanym dalej Okęciem. Rozpierdziel panuje tu calkiem spory bo cos przebudowywuja i ogolnie nieciekawie poruszać po zewnętrznej części lotniska. Zdziwili mnie uzbrojeni po zęby w karabiny i inne zabawki straznicy graniczni. Haos jakiś. A wszystko przez Żydów,  którzy wlasnie checkingowali sie na swój lot liniami El Al do Tel Awiwu, a wiadomo ze oni są grupą podwiekszonego ryzyka jesli chodzi o zamach także dodatkowa ochrona jest jak najbardziej na miejscu.  Ładnie tu. Duze lotnisko ale brakuje mi McDonald'sa czy innego Burgerkinga coby mozna bylo wszamac przed lotem. Juz o 10:00 byłem oprawiony; bagaż nadany do HK, bilet w dłoni i tylko niecałe 2 godziny zostały do lotu.
          Do samolotu wpuścili nas o 11:30. Ciekawe było ze współpasażerowie dzielili sie na trzy wyraźne grupy: biznesmeni w garniakach za 10tys, nadziani emeryci lecący na Seszele i inne Mauritiusy i takie same wariaty jak ja lecący do Chin, Indii,  Tajlandii czy Wietnamu. Podczas odprawy wywnioskowalem że bardzo dużo ludzi jedzie do Hong Kongu. Nawet zapamiętałem ich twarze ale zaraz po przyjeździe do Doha od razu ich zgubiłem. Takie to zatłoczone lotnisko jest że KONIEC!
Sam lot pierwsza klasa.  Juz wiem dlaczego Qatar Airways reklamuja sie hasłem 'The five stars airline'. Faktycznie usługi są 5cio a nawet 6cio gwiazdkowe.  Prześliczne,  niczym jak z obrazka stdwadessy.  W kurwe miejsca na nogi, multimedia ze wszystkimi najnowszymi filmami i mega ale to w chuj mega wygodne fotele. Well, Qatar Airways wszak to najbardziej luksusowe linie lotnicze świata. Na pokladzie zaserwowano nam przepyszny obiad.  Ja wybralem kurczaka z kokosem i limonką. (Przekozak! ) i deser. No i drinki do oporu. W sumie walnąłem sobie tylko 2 browarki.  Obok mnie siedziało starsze małżeństwo z Warszawy lecące do Kuala Lumpur. Bylo wydać ze sa obrzydliwe bogaci ale sympatyczni i bardzo gadatliwi także praktycznie przeglądałem z nimi cale 6h.
          Po 6 godzinach przylecielismy do Doha.... cdn
a to mój piękny samolot z eegzotycznego Kataru na szarym warszawskim lotnisku
lecim na Szczecin
Super smaczny zestaw obiadowy
Nawet Mezopotamie zwiedzilem jak widać :)